Tytuł:
Czarne światło
Autor:
Marta Guzowska
Wydawnictwo:
Burda Książki
Liczba
stron: 400
„Czarne
światło” to kolejna część z serii z Mario Ybl’em. Byłam ciekawa, jak autorka
poradzi sobie z tą powieścią, czy dorówna ona poprzednim historią i jakie
emocje będą mną targały po zakończeniu.
Autorka
przenosi nas do małego miasta położonego niedaleko Warszawy. Poznajemy małą
lokalną społeczność, bardzo zamkniętą na wszystkich przyjezdnych i obcych.
Mieszkańcy nie tolerują inności, wszelkiej nowości czy zmian. Zresztą całe
miasto osnute jest jakąś ciemną mgłą, atmosfera tam panująca jest pełna grozy i
niepokoju. Tym razem Mario zajmuje się pomocą w wykopaliskach i jest
zafascynowany nowym odkryciem, jakim są antywampiryczne groby. Dodatkowo ciała
znikają z lokalnego cmentarza. Mieszkańcy oczywiście mają swoje podejrzenia, o
wszystko co złe oskarżają Maurycego, chłopaka który ze względu na swoją chorobę
musi unikać słońca i światła. Antropolog nie ma zamiaru mieszać się w tą
tajemniczą sprawę, ale jak zawsze nie udaje mu się uniknąć kłopotów.
Podczas
czytania nie sposób było nie zastanawiać się nad tym, dlaczego szkielety
znikają z miejsca wykopalisk? Po co ktoś robiłby coś takiego? Pomysły na
rozwiązanie tajemnicy kłębiły się w głowie, ale żadne z nich nie wydawał się
odpowiedni. Co więcej w powieści pojawia się dużo wątków dotyczących życia
prywatnego głównego bohatera. Jednak nie otrzymujemy żadnej odpowiedzi na najważniejsze
pytania, nie wiemy dlaczego Mario jest jaki jest, dlaczego zachowuję się w
konkretny sposób. Co wpłynęło na jego sposób bycia? Poruszony zostaje wątek
terapii na którą uczęszcza mężczyzna i akurat to była dla mnie ciekawa sprawa,
jednak niektóre kwestie były zbędne i wydawały się zwykłym zapychaczem.
Najmocniejszym
punktem tej historii jest samo miejsce w którym rozgrywa się cała akcja. Miasteczko
jest małe, wszyscy mieszkańcy znają się i wiedzą o sobie bardzo dużo, a
atmosfera panująca w tamtym miejscu wpływa na czytelnika i pozwala na odczucie
tego chłodu i niepokoju. Cała powieść jest świetnie napisana, brak tutaj przypadków,
widać że autorka doskonale wszystko przemyślała. Język powieści tak jak w poprzednich
książkach Marty Guzowskiej jest lekki i przyjemny, dzięki czemu lekturę czyta
się szybko bez trudu.
Jak
na dobry kryminał przystało, zakończenie zaskakuje. Miasteczko okazuje się tak
tajemnicze jak sądziłam, ale to co wychodzi na jaw wprawiło mnie w zaskoczenie.
Cała tajemnica okazuje się prosta, ale odkrycie jej wprost przeciwnie.
Polecam
powieść wszystkim tym, którzy pragną przenieść się do małego, nieprzyjemnego
miasteczka w którym można poczuć zapach tajemnicy i grozy. Fani antropologii i
archeologii również będą usatysfakcjonowani.
W małej miejscowości to ja mieszkam - w świecie literackim wolę zwiedzać fantastyczne krainy lub duże aglomeracje :)
OdpowiedzUsuńKto co lubi prawda? Ja czasami z przyjemnością czytam o małych miasteczkach:)
Usuń